Lekcja pokory z Pucallpy

Lekcja pokory z Pucallpy

Po pięciu dniach spływania barką po rzece Ukayali (o tym przeczytasz tutaj), bladym świtem dobrnęliśmy do Pucallpy, dużego miasta pośrodku peruwiańskiej dżungli. Do Pucallpy prowadzi jedna droga z Limy oraz można się tam dostać rzeką przez selwę. Byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi po pięknej amazońskiej przygodzie na barce. Jednak był to dopiero początek naszej trzymiesięcznej podróży po Peru.

Miasto jeszcze spało, nawet koguty nie miały zamiaru wydawać z siebie radosnego piania. Autobus do Limy miał odjechać dopiero za kilka godzin. Zostawiliśmy ciężkie plecaki w miejscu, które pełniło funkcję przechowalni bagażu na dworcu autobusowym. To miejsce nie wyglądało dobrze, tzn. bezpiecznie. Jednak będąc w podróży, dźwigając w ciągłym upale 20 kg na plecach, kiedy tylko jest sposobność pozbycia się na chwilę bagażu, pozbywasz się go. W tym przypadku okazało się, że na zawsze. Wybraliśmy się na szybkie zakupy i spacer po lokalnym bazarze. Bazar był istnym targiem czarownic. Roiło się tam od różnego rodzaju spreparowanych zwierząt i innych dziwactw. Dziwna aura tego miejsca skłoniła nas do szybszego powrotu na dworzec.

Tam okazało się, że plecak mój i Juana z Argentyny zniknął. Były  łatwym i kuszącym łupem, z powodu kiepskiego kamuflażu. Dla mnie wtedy był to dramat i prawdziwa trauma. To był mój dom i cały dobytek, dzięki któremu miałam odbyć podróż życia, ba – przetrwać ją! I to był dopiero jej początek! Milion myśli na sekundę; jak w ciągu chwili mnóstwo marzeń właśnie stało się niemożliwe do spełnienia. Koniec z trekkingiem, ze spaniem pod namiotem…Nienawiść do sprawców, że wszystkich „gringo” traktują, jak chodzące portfele. Że można ich bezkarnie okradać i nikogo nie obchodzi, że niektórzy na taką podróż czekają latami, a zwykły plecak i jego zawartość jest kluczem do realizacji planów i marzeń. Potem cała procedura, policjanci spisujący zeznania łamanym hiszpańskim, na wyrwanej pożółkłej kartce na kolanie i… rozpacz. Stróż prawa zarządził finansową rekompensatę, którą miał uiścić pracownik dworca autobusowego. Pamiętam tylko jego dziurawe buty i podartą koszulę. Musieliśmy zadowolić się darmowym biletem powrotnym do Limy. Chcieliśmy opuścić to miasto, jak najszybciej.

Pech, który zawisł nad Pucallpą (albo nade mną) nie odpuszczał. Z powodu ulewnych deszczy, droga zwaliła się do rzeki, a podróż, która miała potrwać dwadzieścia godzin, trwała trzy doby! To były najdłuższe dni w moim życiu. W takiej chwili, człowiek, uwięziony gdzieś w dżungli w autobusie stojącym w potężnym korku z innymi, oczekując, aż usypią z błota nową drogę, która w każdej chwili może runąć w przepaść, marzy tylko o szczoteczce do zębów i czystej bieliźnie. Z tym akurat poratowała mnie przyjaciółka. Nagle naszym oczom ukazała się stacja benzynowa, albo coś, co kiedyś nią było. W środku kiosk, którego całe zaopatrzenie stanowiły: coca cola, lody i szczoteczki do zębów! Wzięłam wszystko!

Po trzech dniach mordęgi, w stolicy udałam się do konsulatu. Wiedząc, że w niczym nie mogą pomóc, potrzebowałam poczucia, że zrobiłam wszystko, co było możliwe. Na wejściu, usłyszałam: czy mam paszport? Czy ktoś ucierpiał, czy coś mi się stało?

I to był ten moment…
Przecież wciąż miałam paszport, aparat fotograficzny ze zdjęciami z podróży życia, i okulary na nosie, bez których wtedy nic nie widziałam. I kartę kredytową! Co prawda na sobie tylko sandały, bo porządne buty (mam nadzieję, że były bardzo nieświeże) zostały skradzione z resztą dobytku, ale skarpetki na chłodne wieczory mogłam kupić (przecież jestem z Polski;). Podobnie, jak niezbędne ubrania. Gora i kije trekkingowe zastąpiła niezniszczalna i niezastąpiona od tamtej pory parasolka i płaszcz foliowy za 4 peruwiańskie sole. To doświadczenie, było dla mnie dużą lekcją pokory. To naprawdę tylko rzeczy. Choć wtedy dla mnie najważniejsze, jakie posiadałam, to nadal tylko rzeczy. A kolejne miesiące w Ameryce Południowej, na lekko z parasolką okazały się jednymi z najpiękniejszych w życiu. Tylko kolczyków z dżungli nie mogę odżałować…
2018 (Peru,2011)

 

Ostatnie zdjęcie mojego dobytku:)

 

Specyfiki z targu czarownic w Pucallpie
Targ czarownic w Pucallpie

 

Korek na drodze łączącą Pucallpę z Limą trwał trzy dni…

 

Był to czas ogólnego marazmu, dla niektórych integracji, czasem frustracji

 

Powodem kilkudniowego zastoju była zarwana droga, którą na bieżąco nadbudowywano.

Podobne wpisy:

Podziel się:

podroznosci.com

3 thoughts on “Lekcja pokory z Pucallpy

  1. Wszystkie teksty czyta się z ogromną ciekawością! Ten, jak i pozostałe, wywołują uśmiech podczas czytania. Nie tylko z zabawnych momentów, ale z sposobu opisu tych chwil. Czekam z niecierpliwością na kolejne przygody oraz życzę aby to super „lekkie pióro” nie przestało pisać 🙂

    1. Dzień dobry,
      bardzo dziękuję za miłe słowa. Będę się starać zamieszczać posty regularnie:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *