Nie tylko ryby śpiewają w Ukajali* – czyli spływ barką przez amazońską dżunglę

Nie tylko ryby śpiewają w Ukajali* –  czyli spływ barką przez amazońską dżunglę

W Amazonii najpopularniejszym sposobem na przemieszczanie się pomiędzy porośniętymi dżunglą wioskami jest komunikacja rzekami. Można również pieszkom, jeśli zna się selwę na pamięć. Część Indian posiada swoje łodzie. Zdecydowana większość podróżuje, tzw. las lanchas, wielkimi barkami mogącymi pomieścić nawet kilkaset osób wraz z całym dobytkiem. Każdy pasażer powinien mieć swój hamak, bowiem podróż – w zależności od pokonywanego dystansu trwa kilka dni. Zapominalscy mają szansę kupna takowego u lokalnych barkokrążców.

Na barce dobrze jest pojawić się dużo wcześniej, niż planowane wypłynięcie.  Kto pierwszy, ten będzie mógł rozwiesić hamak w najlepszym miejscu. Do dyspozycji jest ogromna pokładowa przestrzeń. Potem zostają już tylko luki przy toaletach albo miejsca najbardziej wystawione na działanie promieni słonecznych. Pokład powoli zapełnia się kolorowymi hamakami. Rzadko można znaleźć takie o jednakowych wzorach. Hamak powinien być dostosowany do naszych gabarytów. Również materiał odgrywa istotną rolę. Powinien być elastyczny i wytrzymały. W odpowiednio dobranym można przyjmować najbardziej wyszukane pozycje, a leżenie w nim staje się prawdziwą przyjemnością.

Pokład szybko zapełnia się kolejnymi hamakami. W krótkim czasie robi się naprawdę ciasno!

 

Dobrze dobrany hamak jest najwygodniejszym posłaniem ever!

Kilka godzin przed planowanym odpłynięciem barki trudno jest się swobodnie przemieszczać po pokładdzie. Hamaki wiszą w kilku rzędach, jeden przy drugim, a ich właściciele w środku ściśnięci niczym sardynki w puszcze. Pod nimi cały dobytek – zapakowany w kilka, a nawet kilkanaście wielkich worów. Oprócz bagaży na pokładzie zmieścić się muszą także krowy, kury, pralki, samochód, ryksze, motor… Czyli wszystko, co będzie potrzebne po drodze i co może przydać się, w odciętych przez gęstą selwę od świata miejscowościach.  Każdy duży ładunek jest skrzętnie odnotowywany w zeszycie przez odpowiednią osobę. Następnie składuje się go w wyznaczonym miejscu.

 

Nasz „wehikuł” rusza osiem godzin po planowanym czasie. Tutaj, w dżungli, rytm dnia wytycza wędrówka słońca i aktualna potrzeba, a nie zegarek. Kilkugodzinny poślizg nie dziwi więc nikogo ani nie irytuje.  Cały czas we wszystkich kierunkach odbywa się intensywny ruch po pokładzie. Wszyscy gdzieś biegają, robią ostatnie zakupy, poprawiają hamaki.

Na wszystkich pasażerów przypada pięć kabin toaletowo-prysznicowych. Nad toaletą wystaje z sufitu kawałek rury z pokrętłem do odkręcania wody. Ta oczywiście czerpana jest prosto z rzeki. Woda w Ukajali jest ciemnobrązowa i sprawia wrażenie gęstej. Po błyskawicznym prysznicu, na skórze zostaje osad o podobnym kolorze. Osadowa maseczka szybko zasycha na tropikalnym słońcu. Tak samo szybko spływa, ponieważ człowiek w parnym i wilgotnym powietrzu permanentnie się poci.

Prysznic, z którego woda spływa na toaletę i kosz na śmieci przepełniony papierem toaletowym.

Na wodzie z rzeki przygotowywane są również posiłki. Pierwszy alarm (dźwięk przypominający szkolny dzwonek na przerwę) grzmi i budzi tuż po wschodzie słońca, czyli po 6 rano. Taka pobudka nie należy do przyjemnych. Szczególnie pierwszego dnia, kiedy człowiek nie jest jeszcze świadomy, co go czeka. W mgnieniu oka, na dolnym pokładzie ustawia się gigantyczna kolejka do kuchni, aby odebrać swój przydział jedzenia. Za naczynie może służyć dosłownie wszystko, na czym zmieści się zupa albo kupka suchego ryżu, mikro kawałek mięsa i bezsmakowy gotowany platan. Jest to odmiana banana, która pod żadnym pozorem nie nadaje się do spożycia na surowo. Ze względu na bardzo wysoką zawartość skrobi, trzeba je najpierw ugotować. Naczyniem takim może być więc menażka, plastikowy talerz albo obcięta butelka typu PET. Co do świeżości serwowanych posiłków nie ma żadnych wątpliwości. Przed wypłynięciem na pokład dostarczane są naręcza bananów.  Natomiast cały drób i wołowina beztrosko spacerują pod pokładem. Wracając ze swoim przydziałem do spożycia na swoje miejsce, trzeba uważać, by nie nadepnąć na przywiązane do czyjegoś bagażu papugi, biegające urocze kurczaczki, czy pełzające wszędzie indiańskie niemowlaki.

Mniam:)

Spływając barką przez kilka dni, człowiek popada w pewien rodzaj transu. Sprzyja temu delikatne kołysanie hamaka, odgłos uderzających o parapet kropli deszczu i szum amazońskiego wiatru. Co kilka godzin barka przybija do małego portu indiańskiej wioski. Każdy czeka na ten moment, kiedy już z daleka tłum bosych Indianek biegnie na spotkanie, obładowane lokalnymi przysmakami. Za kilka soli spróbować można grillowanego kajmana, soczyste mango, słodkich bananów oraz wszelkich dziwacznie wyglądających owoców. Największym rarytasem jest suri – szaszłyk z grillowanych tłustych białych larw, które głęboko w selwie są czasem jedynym źródłem białka dla indiańskich plemion.  O kawałek suri ciężko było wygrać z grupką uradowanych na widok robali dzieci. Ja starałam się trzymać bezpieczny dystans, natomiast Gośka oczywiście nie mogła przepuścić takiej kulinarnej i apetycznej okazji:) Podobno są gorzkie.  Krótkie postoje w indiańskich wioskach to jedna z większych atrakcji takiej podróży. Towarzyszy im zazwyczaj radosna i głośna gromadka dzieci. Ich uciecha jest tym większa, kiedy na pokładzie dostrzegą jakiegoś gringo (tak w Ameryce Południowej mówi się na osoby o białej skórze)

Smakowity szaszłyk z suri

Na każdym kroku spotykamy się z życzliwością miejscowych. Są oni otwarci i ciekawi inności. Często podchodzą do hamaka, zadają mnóstwo pytań o świat, którego nie znają. Najbardziej ciekawe są oczywiście dzieci. Bardzo je np. dziwi widok włosów na rękach. Porównują je ze swoją z natury bezwłosą skórą. Prawie codziennie podchodziły, by ciągać mnie po włosach na rękach. Niestety po kilku dniach na nogach również:)

Wydawać by się mogło, że spływając amazońskimi rzekami jesteśmy kompletnie odcięci od świata. Nic bardziej mylnego! Jeśli ktoś za bardzo stęskni się za ojczyzną, za kilka peruwiańskich soli można zadzwonić z telefonu satelitarnego z pozdrowieniami do Polski! Na pokładzie znajduje się także antena do odbioru telewizji satelitarnej. Jeśli wśród załogi znajdzie się śmiałek do śledzenia sygnału, przy odrobinie szczęścia można obejrzeć pośrodku dżungli „Casablancę” albo amerykański horror o piraniach z hiszpańskim dubbingiem. Gorzej, kiedy w decydującym momencie sygnał zniknie. Wtedy na pokładzie podnosi się wrzawa. Nie chciałabym oglądać tam jakiegoś decydującego meczu.

Z każdej strony wdziera się na pokład dżungla. Dookoła otacza nas wszechobecna intensywna zieleń, a o zmierzchu można ujrzeć wynurzające się z wody bufeos. Są to największe na świecie słodkowodne delfiny, o jasnoróżowej barwie. Miejscowi wierzą, że są to zaklęci w delfiny przystojni młodzieńcy, którzy przybierają postać ludzką w Noc Świętojańską. Uwodzą oni młode panny zostawiając je potem w błogosławionym stanie. Nikt wtedy nie ma wątpliwości, że ojcem dziecka jest właśnie bufeo. Dlatego też przesądne Indianki, w czerwcu, raczej trzymają się z dala od wód, w których występują te wyjątkowe ssaki. Ich widok – wynurzających się nagle z wody – to niewątpliwie duże szczęście.

Szczęściem są również te momenty, kiedy stoi się na dachu barki podczas zachodów słońca. Kiedy słońce układa się do snu w wodach Ukajali, ciepły wiatr delikatnie muska ramiona, na brzegach widać zarysy małych indiańskich wiosek i światło płonących ognisk. Kiedy wszędzie słychać odgłosy grających cykad.  Nie tylko ryby śpiewają w Ukajali. Śpiewa też cała dżungla wokół.

2012 (2011)

*Tytuł to nawiązanie do tytułu jednej z powieści Arkadego Fiedlera „Ryby śpiewają w Ukajali”

zachód słońca nad Ukajali
Przyszły obiadek przed załadunkiem
Zaraz będzie papu! W kolejce ustawili się już Gośka i Pablo

 

Cały bagaż skumulowany jest wokół hamaka
w każdej wiosce na barce pojawia się tłum miejscowych handlujących różnymi smakołykami
Amazońska ulewa. Jakby ktoś odkręcił kran w niebie:)
zmokłe kury:)
Gośka – matka polka z peruwiańskimi dziećmi
W dżungli można było spróbować owoców, których nigdy wcześniej i później nie spotkałam

Podobne wpisy:

Podziel się:

podroznosci.com

2 thoughts on “Nie tylko ryby śpiewają w Ukajali* – czyli spływ barką przez amazońską dżunglę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *